Orientacja
Dystans całkowity: | 1042.69 km (w terenie 646.50 km; 62.00%) |
Czas w ruchu: | 62:08 |
Średnia prędkość: | 16.78 km/h |
Maksymalna prędkość: | 36.70 km/h |
Suma podjazdów: | 658 m |
Maks. tętno maksymalne: | 196 (100 %) |
Maks. tętno średnie: | 153 (78 %) |
Suma kalorii: | 4976 kcal |
Liczba aktywności: | 15 |
Średnio na aktywność: | 69.51 km i 4h 08m |
Więcej statystyk |
Lenie w Terenie
-
DST
52.17km
-
Teren
30.00km
-
Czas
03:16
-
VAVG
15.97km/h
-
VMAX
27.00km/h
-
Temperatura
5.0°C
-
Sprzęt Złom
-
Aktywność Jazda na rowerze
1 miejsce LwT
© AnnS
Nadszedł czas na rower, myślałam, że odrobię stratę, ale już od początku popełniłam błąd i musiałam zasuwać po podmokłej łące, zamiast dojechać normalnie drogą. Na punkcie spotkałam Maćka i postanowiliśmy jechać razem. W drodze na drugi punkt znowu to samo, czyli wciągnęło nas w bagno ;) A wszystko przez próbę skrócenia drogi. Potem już poszło łatwiej i tak po PK7 rozdzieliliśmy się z Maćkiem, on wrócił do bazy, ja poleciałam dalej atakować kolejne punkty. W drodze na etap rolkowy świadomie ominęłam jeden PK, żeby jeszcze zdążyć ten etap zrobić przed zachodem słońca.
Rolki to porażka, nie dość, że moje umiejętności w tej dziedzinie nie należą do najlepszych, to asfalt był tak paskudnie chropowaty, że z ledwością poruszałam się do przodu, już nie wspominając o tym jak mnie wytrzęsło. Zrezygnowałam z dwóch punktów i ruszyłam dalej na rower. Zaliczyłam jeszcze szybko 2 punkty i udałam się do bazy, gdzie czekały jeszcze zadania specjalne, czyli radioorientacja i gps. Wykonałam tylko to pierwsze, bo limit czasowy nieubłaganie się zbliżał i stwierdziłam, że nie zdążę już skończyć zadania gps.
Byłam wyjątkowo niezadowolona ze swojego występu, zbyt dużo błędów i zbyt dużo straconego czasu. Ale na mecie byłam mile zaskoczona, bo zostałam sklasyfikowana na 1 miejscu :) Moja rywalka, która o wiele lepiej sobie radziła po prostu się wycofała dość wcześnie.
W sumie wyszło 70km:
- ok 10km biegu
- 52km rower
- 6,5 km rolki
- 1,5 km radioorientacja
Kategoria Orientacja, Zawody
DYMnO, czy BAGnO
-
DST
123.02km
-
Teren
100.00km
-
Czas
08:27
-
VAVG
14.56km/h
-
VMAX
32.00km/h
-
Temperatura
20.0°C
-
Sprzęt Złom
-
Aktywność Jazda na rowerze
Czyli bagienne zabawy z mapą.
Relacja:
http://www.leniwce.pl/relacje/dymno-2011
Galeria:
https://picasaweb.google.com/annswi/DYMnO#
Kategoria Orientacja, Tylko ja i mój rower, Zawody
Rekonesans Sadownego
-
DST
76.66km
-
Teren
40.00km
-
Czas
04:22
-
VAVG
17.56km/h
-
VMAX
31.00km/h
-
Temperatura
16.0°C
-
Podjazdy
470m
-
Sprzęt Złom
-
Aktywność Jazda na rowerze
Pojechaliśmy z Pawłem sprawdzić teren, na którym odbędzie się w najbliższym tygodniu DYMnO. Paweł miał mapkę od Jaśka z jakiejś poprzedniej edycji i postanowiliśmy na niej potrenować orientację. Tereny całkiem ciekawe. Na samym początku niezłe górki i całkiem przyjemny las. Jeden z punktów był umieszczony na samym szczycie podjazdu, którego już końcową część, w pocie czoła, pokonałam z buta. Potem zaczęło się robić mało przyjemnie jak wjechaliśmy w podmokły las i w dodatku się w nim pogubiliśmy. Na początku postanowiliśmy jechać na azymut, jakąś przecinką, ale szybko nam się odechciało po kilku przejazdach w wodzie po osie i zawróciliśmy na główniejszą drogę, która wcale nie była lepsza od tamtej. Rozpoczęło się brnięcie w bagnie, które zdawało się nie mieć końca. Odpuściliśmy już nawigowanie do punktów i naszym jedynym celem stało się wydostanie się z tego terenu najkrótszą drogą, więc kierowaliśmy się cały czas na zachód. Gdy wreszcie dojechaliśmy do jakiejś cywilizacji odetchnęliśmy z ulgą. Odpuściliśmy też zaliczanie punktów na nadbużańskich łąkach, które podejrzewaliśmy, że mogą wyglądać podobnie jak ten podmokły las. Pojechaliśmy do Szubina, nad Bug i tam zrobiliśmy małą przerwę na niezwykle urokliwym brzegu Bugu. Wciągnęłam tam szybko kanapkę, bo zaczął doskwierać mi głód, ale chyba mój styrany organizm nie chciał tej kanapki, bo niedługo potem zaczęły się problemy żołądkowe. Wyjechaliśmy z Szumina na elegancką asfaltówkę, siadłam Pawłowi na koło i zaczęliśmy grzać. Po jakimś czasie zjechaliśmy znowu w teren i wtedy odebrało mi moc, zaczęły się jakieś bolesne skurcze w brzuchu, które spowodowały, że ledwo się toczyłam, ale na szczęście do Sadownego było już niedaleko i jakoś się dotoczyłam, a w Sadownem kupiłam sobie najlepsze lekarstwo na problemy żołądkowe - Coca Colę i na szczęście trochę się moje wnętrzności uspokoiły ;)
Wyjazd całkiem udany, pogoda wspaniała, na minus tylko te bagna i ta bolesna końcówka.
Kategoria Eksploracja, Orientacja, W towarzystwie
Trening na orientację
-
DST
43.30km
-
Teren
30.00km
-
Czas
02:59
-
VAVG
14.51km/h
-
Temperatura
4.0°C
-
Podjazdy
188m
-
Sprzęt Złom
-
Aktywność Jazda na rowerze
Leniwy trening z mapą. Oczywiście musiałam się pogubić na dwóch PK. Pogoda piękna tylko zimnooo... zmarzły mi paluchy.
Kategoria Leniwe jazdy, Orientacja, W towarzystwie
Lenie w Terenie
-
DST
53.30km
-
Teren
25.00km
-
Czas
02:58
-
VAVG
17.97km/h
-
VMAX
33.90km/h
-
Temperatura
20.0°C
-
HRmax
196(100%)
-
HRavg
150( 76%)
-
Sprzęt Złom
-
Aktywność Jazda na rowerze
Na starcie przywitał nas deszcz, który na szczęście później przestał padać.
1 etap - RJnO - bardzo szybki etap z 1 PK
2 etap - BnO - teoretycznie 5km, praktycznie wyszło więcej. Przy PK "C" pogubiłam się lekko krążąc dookoła PK i nie widząc go.
3 etap - RJnO - trochę więcej zaliczania punkcików z roweru, czyli to co lubię najbardziej
PK9 - ZS1 - strzelanie z łuku, chociaż w tej dziedzinie nigdy mi nic nie wychodziło, to o dziwo na 3 strzały 2 trafiłam
3 etap - treking - a i tak wszyscy go biegiem robili - przy trzecim PK (oczko wodne) trochę naszukałam się go w krzaczorach, powrót już bardziej przypominał treking, bo siły do biegu zabrakło
4 etap - znowu rower
ZS2 - wspinanie się po drzewie do PK, prawie na sam czubek trzeba było się wspiąć i nawet nie spadłam ;)
5 etap - rower i ostatni PK12 - prawdziwy demotywator, bo trzeba było przejechać koło bazy, do której już tak bardzo pragnęłam zjechać.
na PK 12 - ZS3 - odszukanie punktu za pomocą GPS, ale co to za problem dla geocachera, problem w tym, że znajdował się się w wodzie, a ja już zmieniłam sobie buty na suche :( Druga para poszła na zmoczenie.
Wynik: 3 miejsce i chyba ostatnie ;)
W sumie wyszło ponad 7 godzin tyrania.
track bez etapu 2
Kategoria Orientacja, Tylko ja i mój rower, Zawody
EInO Skorpion 2010
-
Aktywność Jazda na rowerze
50 km w 16 godzin na piechotę, czyli Ekstremalna Impreza na Orientację Skorpion 2010.
Więcej km niż na rowerze w tym miesiącu :|
http://picasaweb.google.pl/leniwce.pl/EInOSkorpion2010#
Kategoria W śniegu, Orientacja, Eksploracja, Zawody
LenieWTerenie
-
DST
61.21km
-
Teren
40.00km
-
Czas
03:40
-
VAVG
16.69km/h
-
VMAX
36.70km/h
-
Temperatura
18.0°C
-
HRmax
193( 98%)
-
HRavg
153( 78%)
-
Kalorie 4976kcal
-
Sprzęt Złom
-
Aktywność Jazda na rowerze
Totalnie nieprzygotowana, chora i miałam nie startować, ale jak zwykle głos rozsądku gdzieś przepadł i pojechałam. Umarłam już po 2 etapie, ale jakoś siłą woli zaliczyłam jeszcze 2. Było hardcorowo, w sumie ponad 9 godzin naparzania biegiem i rowerem po jakiś bagnach, pokrzywach i rowach z wodą.
Kategoria Tylko ja i mój rower, Orientacja, Zawody
Miałam pojechać na max.
-
DST
42.25km
-
Teren
18.00km
-
Czas
02:19
-
VAVG
18.24km/h
-
Aktywność Jazda na rowerze
Miałam pojechać na max. 1,5h, a wróciłam prawie po 3h. Pogoda świetna, więc pojechałam byle przed siebie, miałam mapkę i gps, to się nie martwiłam, jak wrócić. Trochę żałowałam, że aparatu nie mam, bo takie ładne zdjęcia by były. Początkowo po lesie do Lipniaka, potem dalej lasem, polem aż do Wiśniewa i powrót szosą przez Stok Wiśniewski.
Pogoda: słonecznie, 16*C
Kategoria Orientacja, Tylko ja i mój rower
Powrót z urlopu. Niestety
-
DST
80.85km
-
Teren
20.00km
-
Czas
04:03
-
VAVG
19.96km/h
-
Aktywność Jazda na rowerze
Powrót z urlopu. Niestety pogoda się popsuła i wszystko byłoby ok, koniec urlopu to pogody nie musi być, gdyby nie wiatr, który jak raz wiał z kierunku gdzie musiałam wracać.
Znudzona już trasą, którą zazwyczaj wracałam, tym razem zaplanowałam jeszcze ostatnią wycieczkę po drodze, no trochę po okrężnej drodze. Zamiast jechać przez Korczew pojechałam drugą stroną Bugu - przez Drohiczyn, zaliczając tutaj jeszcze to co zwykle, czyli bunkry, do których przez całe lato nie mogłam dotrzeć. Wiatr jakoś mi w realizacji planów nie przeszkodził, w końcu lepiej już w międzyczasie zmagania się z wiatrem trochę oderwać się od kręcenia, niż kręcić tą samą trasą i zmagać się z wiatrem do znudzenia. Mały szczegół, że trasa 20km dłuższa ;)
Początek trasy pojechałam szlakiem nadbużańskim przez Wólkę Nadbużną. W Klekotowie początek trasy up&down;, czyli niekończących się górek. Z wypchanym plecakiem i pod wiatr trochę jakby te górki dłuższe się robiły. W Drohiczynie pokręciłam się trochę w poszukiwaniu obiektów umieszczonych pomiędzy budynkami i znalazłam ładnie zachowaną kaponierę. Potem znowu trzeba było się wdrapać na górę i kontynuować szlakiem. Tym razem bunkier stał na cmentarzu, a tuż obok tablica upamiętniająca zabitych żołnierzy AK. Tylko ten radziecki bunkier w tle jakoś do niej nie pasował :/
Za cmentarzem droga już trochę zaczęła ginąć pod wodą po wczorajszych burzach, jeszcze jakoś slalomem się jechało, ale dalej to już i slalom nie wchodził w grę. Chwila zastanowienia, którą stroną lepiej objechać wodę - prawa nie - lewa nie - a tam prosto najlepiej :D I po co ja myłam wczoraj rower - po miesiącu jeżdżenia w końcu się wzięłam i umyłam, bo do miasta to może już czystym wypadałoby wrócić, a tymczasem wróciłam jeszcze brudniejszym niż był przed myciem. Kolejny dowód na to, że nie warto myć roweru jak się na nim jeździ :D
W końcu wyjechałam z tego błota w Wólce Zamkowej, tu jeszcze jeden obiekt tzw. pozorny. Jeszcze nigdy czegoś takiego nie widziałam, więc trzeba było tam pojechać. No i rzeczywiście wyglądało jak bunkier a w rzeczywistości z bliska to była tylko ściana frontowa o grubości nie większej niż 20 cm. Zobaczyłam, zaspokoiłam moją ciekawość i dalej już szosą udałam się przez most w Tonkielach do domciu.
I ciąg dalszy trasy up&down;, zaczynał mnie już nudzić, a raczej męczyć, w dodatku poczułam głód. Zajechałam do pierwszego lepszego sklepu na stacji benzynowej. Całe szczęście, że sklep jakoś funkcjonował, bo stacja była nieczynna z powodu braku prądu. Przejechałam trochę, kolejna wieś bez prądu - no to ładnie wczorajsza burza tu narozrabiała, u nas też zabrakło światła, ale o 1 w nocy już naprawili, a tu godzina 15-ta i dalej prądu brak.
Dalsza część trasy to już tylko zmagania z wiatrem i górkami. W Golicach dostałam sms-a od Garego, który akurat jechał samochodem: "Dajesz, dajesz, jeszcze tylko 5km. Heh, a mine to masz nietęgą". Kompilacja dwóch powyższych zdań mówi sama za siebie, było ciężko.
Trasa: Fronołów-Kózki-Wólka Nadbużna-Klekotowo-Drohiczyn-Skrzeszew-Sawice-Paprotnia-Golice-Siedlce
Pogoda: wietrzysko w mordę, pochmurno, 20*C
HR: avg-148, max-180, 46% / 47% / 2%
Kategoria Orientacja, Tylko ja i mój rower, Eksploracja, Z/do Fronołowa
Rano jak zwykle do Maćkowicz
-
DST
48.19km
-
Teren
17.00km
-
Czas
02:32
-
VAVG
19.02km/h
-
Aktywność Jazda na rowerze
Rano jak zwykle do Maćkowicz i bliskie spotkanie 3-go stopnia z krową ;). A że rano bylo i rozum jeszcze spal polecialam zjazdem, którym normalni ludzie schodzić się boją, a ja zwykle po chwili zastanowienia wolę pojechać na około (nachylenie 45* i uskoki po korzeniach), ale przecież nie bylo się czym zastanawiać, bo rozum spal ;)
Potem do Serpelic i dalej. W Serpelicach zachmurzyło się i z nieba spadło kilka dużych kropli. Dalej do Borsuków i tam w las z mapą. Początek ostro pod górę po jakimś zasypanym piachem bruku, potem bruk się skończył i został tylko piach (jego ilości w tych lasach mnie przerażają), w ostateczności już lepiej jechało się po trawie obok drogi.
Deszcz zaczynał trochę mocniej kropić, a za plecami słychać było burzę. Jeszcze trochę ponawigowałam po lesie (deszcz w międzyczasie przestał padać) i skierowałam się z powrotem do Serpelic. Im bliżej tym głębsze kałuże - niezła burza tu przeszła jak się po lesie kręciłam. Przed Serpelicami jeszcze fajny zjazd, na którym 50km/h przekracza się bez dokręcania :>
W drodze powrotnej jeszcze chciałam sprawdzić co to za dziwną drogę mam zaznaczoną na mapie (nie dość, że zaczynała i kończyła się w polu/lesie, to jeszcze oznaczona była w nietypowy sposób). Oczywiście baterie w GPS-ie wysiadły i zaznaczony wczoraj waypoint gdzie trzeba skręcić na nic się nie przydał, więc trzeba było przerzucić się na tradycyjny sposób nawigacji. To co znalazłam to drogi nie przypominało - zarośnięte trawą i jedynie prześwit między drzewami wskazywał, ze coś tu było. Może to ten tramwaj konny, albo jakaś wąskotorówka, bo podobno coś tu takiego kursowało.
Kategoria Tylko ja i mój rower, Orientacja