AnnS prowadzi tutaj blog rowerowy

AnnS

Dzień zaczął się tak spokojnie,

  • DST 84.70km
  • Teren 9.70km
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 13 lipca 2008 | dodano: 14.07.2008

Dzień zaczął się tak spokojnie, a skończył prawdziwym hardcorem.
Rano przejażdżka po Fronołowie na rowerze Maćka, bo oczywiście szoszoński pojazd nie nadaje się na te tereny.
Po obiedzie pojechaliśmy z Maćkiem (ja tym razem wzięłam rower Pawła ;)) do Olendrów - ja pojeździć na rolkach, a Maciek pofotografować. W drodze powrotnej mieliśmy jeszcze zajechać do gospodarza w Maćkowiczach po mleko, ale trochę się pospieszyliśmy i pojechaliśmy jeszcze zobaczyć czy Moszczona stoi ;) Oczywiście nigdzie się nie spieszyliśmy, bo i tak miałam wracać pociągiem do Siedlec, bo od południa w okolicy ciągle było słychać jakieś mruczenie burz (tylko nie u nas jak zwykle).
Jednak pogoda się ustatkowała, chmury zniknęły, burz już nie było słychać, słońce świeciło, więc trochę późno, ale zdecydowałam się jednak wracać szoszonką do Siedlec. Wszystko było pięknie do Łosic, za Łosicami dopadł mnie jakiś zgon, ale szybko minął, gdy na horyzoncie zobaczyłam granatowe chmury - niestety akurat tam gdzie jechałam. Popędziłam trochę, byle do Mordów - tam może jakoś burzę przeczekam. Kiedy dojechałam do Mordów wiatr już zaczął się wzmagać, a to co zobaczyłam na niebie to... po prostu mnie przeraziło - to nie była zwykła chmura burzowa, która sobie przejdzie i pójdzie. Widok był zarazem piękny jak przerażający - niczym olbrzymi granatowy talerz nasuwający się z zachodu i przykrywający bezchmurne dotąd niebo. W oddali było widać całkiem pokaźne błyskawice. Wiedziałam, że trzeba szukać jakiegoś środka ewakuacji, bo prędko ta burza się nie skończy.
Zajechałam na przystanek PKS - jedyny już i ostatni autobus miałam o 21.04, czyli za pół godziny, więc usiadłam na przystanku przypatrując się jak coraz grubsza warstwa chmur przykrywa niebo. Zaczynało już kropić, gdy zauważyłam nadjeżdżający autobus. Oczywiście kierowcy nie chciało się zajechać na przystanek, tylko przystanął na głównej drodze. Złapałam szoszona z przystanku i czym prędzej skierowałam się w jego stronę. Kiedy byłam jakieś 10-20m od niego... on po prostu ruszył i odjechał :[ /* tu pominę opis tego co wtedy sobie pomyślałam o kierowcy */
Wróciłam z powrotem na przystanek, bo deszcz zaczynał padać. Nie pozostało mi nic innego, tylko poczekać tu aż przejdzie najgorsze. Nie mogłam nawet zadzwonić po Maćka, żeby przyjechał samochodem, bo przecież nie było go w Siedlcach :(
Z sąsiedniego przystanku podeszło dwóch chłopaków i na powitanie poinformowali mnie o tym o czym już dobrze wiedziałam - to był ostatni - i dopiero o 5 będzie pociąg do Siedlec. Pogadaliśmy sobie trochę, oczywiście jak powiedziałam im skąd dokąd jadę to kopara im opadła - tyle kilometrów można przejechać rowerem ??? :D Deszcz nacinał tak, że trzeba było szukać strategicznego położenia pod wiatą, bo zewsząd lała się woda. Pioruny na szczęście waliły gdzieś obok a nie bezpośrednio nad nami. Dochodziła 22, gdy deszcz przestał padać, a błyskawice przesunęły się znad Siedlec na północ. Stwierdziłam, że jadę, zwłaszcza, że gdzieś na horyzoncie pojawiały się skrawki nieco mniej granatowego nieba. Na jezdni pełno wody i miałam wrażenie, że szoszona straciła zupełnie przyczepność, więc powoli nie spiesząc się ruszyłam do Siedlec. Na szczęście jak to większość kobiet zapobiegawczo wrzucam to torebki (czyt. plecaka) rzeczy nie zawsze potrzebne. Tym razem ta niekoniecznie potrzeba czołówka (bo przecież zamierzałam dojechać przed 21), stała się wybawieniem.
Tuż za wyjazdem z Mordów zobaczyłam migające policyjne światła - ktoś skończył w rowie. Mimo kompletnego oświetlenia trochę miałam stracha, bo kierowcy na tej trasie lubią szaleć, a do tego doszły kompletne ciemności i mgła unosząca się po deszczu. Przydała się jeszcze jedna (nie)zbędna rzecz z plecaka - opaska odblaskowa - światełek nigdy za dużo.
Po drodze z boku cały czas było widać burzę, ale już w bezpiecznej odległości. Teraz to już nie było straszne, teraz to było piękne - te błyskawice przeszywające chmury - aż ciężko było oderwać od nich wzrok - niestety na szosę też trzeba było patrzeć ;).
A w poniedziałek z rana w pracy... zadzwonił Adam - informatyk z PKS-u - poczta im w całej firmie nie działa - kara boska czy co? No cóż, ja nie jestem taka jak ich kierowcy - pojechałam - naprawiłam :)


Kategoria W ciemnościach, Z/do Fronołowa


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!